Kariera

Największe koszmary w branży IT

Grafika przedstawia ozdoby halloweenowe

Co prawda tegoroczne Halloween jest już za nami, ale pozostańmy jeszcze przez chwilę w klimacie strachów, potworów i gęsiej skórki. Z okazji tego nieco upiornego okresu postanowiliśmy sprawdzić, czego na co dzień boją się specjaliści w branży IT i jakie straszne rzeczy spotykały ich w pracy?

Największy koszmar UX Designera!

Specjaliści UX zajmują się projektowaniem doświadczeń odbiorcy – dbają o to, aby aplikacja, strona internetowa czy jakikolwiek produkt cyfrowy wzbudzał pozytywne odczucia odbiorców, gwarantował im satysfakcję z użytkowania, a także odpowiadał na wszystkie ich potrzeby. Jak się jednak okazuje sami UX Designerzy również mogą liczyć na całą masę wrażeń zagwarantowanych przez kolegów i koleżanki z zespołu.

O swoich małych horrorach opowiada Angelika Drewnicka, Senior UX/UI Designer w Britenet

Największym koszmarkiem na początku pracy UX Designera była dla mnie konieczność spinania wielu wątków naraz. Na dodatek pomimo starań nie zawsze wszystko wychodziło, tak jakbyśmy tego chcieli.

Pojawiają się estymaty czasowe, wyceny, spotkania z biznesem i developerami – na dodatek każdy ma inne zdanie i swoje pomysły. Chodzisz więc od jednej osoby do drugiej i próbujesz spiąć to wszystko nutką użyteczności. W końcu powstaje wymuskana makieta i spotykasz się z developerem, który wzrusza ramionami i mówi „no fajne to rozwiązanie, moglibyśmy tak zrobić, ale… no wiesz, tu mamy ograniczenia, a tu trochę długu technologicznego, więc obetnijmy to, to i jeszcze to, a całość wdrożymy… może kiedyś”.

Wychodzi więc na to, że UX Designer ma w sobie coś z zamaskowanego czarnego charakteru odwiedzającego wakacyjny obóz nad jeziorem – jego głównym celem jest zagwarantowanie satysfakcji odbiorcy, ale w międzyczasie musi uganiać się za ludźmi i radzić sobie ze stawianym przez nich oporem, a potem i tak wszystko kończy się na… wycięciu paru rzeczy.

Czy coś przeraża Testerów Oprogramowania?

Tester Oprogramowania prowadzi czasem życie jak z filmu! To chyba jedyna osoba w firmie IT, która naprawdę cieszy się, gdy znajdzie buga, a jej głównym zadaniem jest szukanie dziury w całym i wytykanie błędów innym. Wydawać by się mogło, że jedyną rzeczą, jakiej może się obawiać tester, jest nienawistne spojrzenie developera z zespołu. Wystarczy jednak zwrot akcji i bajka zamienia się w horror…

Mateusz Czapla, Tester Oprogramowania w Britenet, opowiada o tych kilku chwilach, które powracają do niego w koszmarach

Raz byłem w projekcie, w którym jedyna informacja znajdująca się w ticketach brzmiała “Should work as expected”. Przerażające. Porównałbym to do momentu, gdy w filmach bohaterowie schodzą do ciemnej piwnicy – nie wiedzą, co się tam znajduje i czego mogą się spodziewać, ale pewne jest, że nic dobrego tam na nich nie czeka. Towarzyszyły mi dokładnie takie same uczucia, gdy otwierałem nowe tickety na tamtym projekcie. Trauma oczywiście pozostała.

Inna przerażająca rzecz to zmiany koncepcyjne w zaawansowanej fazie projektu. Pracujesz sobie jak gdyby nigdy nic, przepychasz ticket za ticketem, aż nagle klient orientuje się, że coś jednak nie do końca działa, tak jakby sobie tego życzył i następuje „lekka zmiana koncepcji”. Developerzy kończą poprawki i wrzucają zmiany na środowisko. I ten moment, gdy wchodzę ja – nieważne co bym robił i gdzie bym nie wszedł, wszędzie czekają errory. A deadline coraz bliżej. Przypomina to trochę ten moment, w którym bohaterowie horroru myślą, że zły gość już zginął, a on nagle łapie oddech, ożywa i cała zabawa zaczyna się od nowa.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Testerzy Oprogramowania przypominają trochę paczkę przyjaciół wyjeżdżających na wakacje nad jezioro – niby dobrze się bawią, ale jednak cały czas szukają problemów. W każdej chwili ich spokojne chwile może przerwać przebudzenie się zewnętrznej siły, a wtedy tester orientuje się, że jest właśnie głęboko w lesie.

Czego może się bać zespół HR?

Zdarty głos, zszargane nerwy oraz nadmiar stresu? Brzmi trochę jak opis klasycznej Final Girl, która przetrwała do napisów końcowych i właśnie zmierza w kierunku wschodzącego słońca! Według Moniki Męczyńskiej, Junior Recruitment Specialist w Britenet, takie właśnie skojarzenia u niewtajemniczonych może wywoływać wizja pracy w Dziale HR. Wszelkie koszmarki muszą być jednak mocno wyolbrzymione, ponieważ stanowiska związane z zarządzaniem zasobami ludzkimi cieszą się coraz większą popularnością. Podobieństwo do bohaterek kina grozy jednak pozostaje – szczególnie jeżeli zajmujesz się procesem rekrutacji! Przedzierasz się przez zastępy kandydatów, wiadomości, CV napływają kolejnymi falami, zwerbowani pracownicy polecają przyjaciół, znajomych i starych kolegów, a Twoim zadaniem jest dotrzeć w końcu do tego jednego, kluczowego aplikanta – Kandydata Zero! Podobieństwo do jakiegokolwiek filmu o zombie jest zupełnie przypadkowe!

Gdybym miała wskazać to, czego najbardziej się obawiam, to że kiedyś się obudzę i zasypią mnie liczne wiadomości gotowych do zatrudnienia programistów – dodaje Monika.

Zupełnie przypadkowe!

Czego boją się programiści?

Dzielni programiści całymi dniami przedzierają się przez prawdziwą dżunglę kodu, poskramiają linijki skryptu rozlazłe niczym macki potworów Lovecrafta i tępią bugi z zapałem rasowego łowcy potworów – a wszystko to czując na karku mrożący krew w żyłach oddech zbliżającego się deadline’u. Niestraszne im zmiany koncepcyjne, nieoczekiwane awarie, piątkowy mail o błędzie na produkcji czy nawet prośba znajomego o naprawienie routera!

Czego w takim razie boją się programiści? Z odpowiedzią przychodzi Artur Kolibski, doświadczony Software Developer w Britenet

My się nie boimy niczego!